Opowiadanie ,,Od nowa''

  - No i wiesz, kupiłam sobie już trzy te same koszulki o Valiniego, są takie cudowne! - opowiada moja przyjaciółka Megan. Stoimy przy szafkach w szkole, właśnie się o nie opieram.I wtedy wchodzi on. Eric Thompson, szkolna gwiazda. Za taką buźkę to oddałabym wiele. Przyznaję, podoba mi się. Jedynym problemem jest to, że on totalnie mnie nie zauważa. Ilekroć przejdę obok niego i powiem głupie ,,cześć'' czy ,,siemka'' to on przemierzy mnie wzrokiem i odchodzi, tak jakby nic nie słyszał, jakby mnie tam nie było. Można powiedzieć, że chłopak jest odporny na moje amatorskie zaloty.
 - A ty znowu na niego patrzysz! Kobieto, masz siedemnaście lat, a dziś mija trzecia rocznica odkąd zakochałaś się w tym frajerze - powiedziała Megan. 
  Może i ma do mnie żal, ale no cóż, miłości się nie wybiera. 
 - Jasne, czternasty maja. To dokładnie trzy lata temu uznałam, że go kocham. Zawrócił mi w głowie. Hm... trzy lata nadzieji, fajnie. 
  Obruszyłam się i wypaliłam:
 - A może zaproszę go gdzieś? 
 Megan parsknęła.
 - Jasne, jasne. Nie żeby coś, ale jakby się nie zgodził to nie płacz, błagam Cię - odpowiedziała z pretensją. 
 - Daj spokój, ja nie płaczę przez Erica, no co ty...
 - Ta, jasne -przerwała mi- a pamiętasz, jak umówił się z Felice? Krzyczałaś, że to nie ma sensu i tak dalej.
 Obruszyłam się. 
 - To była miesiąc temu. No, może dwa. 
 Ta tylko westchnęła i poszła na lekcje. Oczywiście, jak można była się spodziewać, Eric całkiem olał moje zaproszenie. Nie płakałam ani trochę, ja tylko...
 - ZABIJĘ SIĘ! Czemu on tak strasznie mnie nienawidzi? Co ja zrobiłam?! - żaliłam się Megan. 
 Ona jak zwykle miała rację. To nigdy nie był chłopak na moje progi. Już dawno powinnam przestać marzyć. A może jednak nie? Może moja nadzieja poprowadzi mnie dalej i będzie pięknie? Z przemyśleń wyrwała mnie przyjaciółka. 
 - W ogóle to dowiedziałam się czegoś o tym twoim Ericu. 
 Prawie spadłam z krzesła, zaciekawiło mnie to.
 - Mów. 
 - Podobno Eric wcale nie był taki lubiany i miły, a także popularny. Mało tego! Niektórzy mówią, że Eric był wtedy całkiem inny, o wiele gorszy. Podobno brał współudział w przemytach broni, sprzedawaniu narkotyków i mor...
 - E tam, ludzie, którzy tak mówią po prostu szukają sensacji - przerwałam jej natychmiastowo. 
 - Może i tak, ale pomyśl sobie, jeśli to prawda...
 - Nie no, coś ty. Eric to przecież złoty chłopak, nikt nie może mu nic zarzucić, nie uważasz? Ma dużo pieniędzy, znajomych, talentów.
 - Tylko w twoich oczach - uznała moja przyjaciółka - no dobra, w oczach jego innych fanek też. 
 Kiwnęłam na to ręką. Co ona tam może wiedzieć? To i tak jedna wielka bujda. 
 Minął tydzień. dwudziesty pierwszy maja. Wracam właśnie ze szkoły. Stoję pod wielkim dębem, największym drzewem w miasteczku. I wtedy podchodzi do mnie on. Pan doskonały, obiekt moich westchnień, Eric Thompson. 
 - Hannah? - mruknął do mnie, a ja kiwnęłam głową - co robisz tutaj sama? 
 - Wracam ze szkoły - wydusiłam z siebie i dodałam - zawsze tędy chodzę, ale skąd mogłeś wiedzieć skoro rozmawiamy tak rzadko, zasadniczo wcale. 
 - Dobra, dobra - uśmiechnął się - już rozumiem. Teraz już się odzywam. Co powiesz na to, jeśli zabiorę cię do siebie? 
 Moje życie nagle się zatrzymało. 
 - Pe - pe - pewnie, jasne. 
 Złapał mnie za dłoń i poprowadził przed siebie, do niego. Jak się okazało Eric, mimo bogactwa i sławy, mieszka w zwykłym domku na ulicy, której raczej nie znam i nie wygląda na przepełnioną miłością i szczęściem. Pierwsza godzina minęła magicznie. Rozmawialiśmy o wszystkim i śmialiśmy się, jak dwójka najlepszych przyjaciół. 
 - Musze ci coś pokazać, Hannah. 
 Byłam bardzo ciekawa. Powiedział mi też, że musimy zejść do piwnicy. Z tobą pójdę nawet na koniec świata, pomyślałam i schodziłam po schodach trzymając jego dłoni. Jego dom wyglądał coraz mroczniej, gdy schodziliśmy coraz niżej. Weszliśmy w jej głąb, było ciemno. Nie widziałam niczego. Poczułam nacisk na moim karku, coś powaliło mnie na kolana. To był on. Włączył lampę i wtedy ujrzałam w jego ręku czarny jak smoła pistolet. 
 - Co... -zaczęłam, powstrzymując się od krzyku, byłam zszokowana. 
 - Nawet nie wiesz do czego jestem zdolny.
 Po tych słowach przyłożył mi lufę do czoła i nacisnął spust. I wtedy...
 Otwieram oczy. Słońce świeci, jego promienie wpadają do mojego pokoju przez otwarte okno. Patrzę w telefon, mamy dwudziesty pierwszy lipca. To wszystko co się wydarzyło... Tego nie ma?  Ubieram się i idę do szkoły. A w niej, kiedy widzę Erica, moja głowa sama podrzuca mi myśl, że to zabójca, morderca i to wszystko takie dziwne. Wracając ze szkoły staję pod dębem i przypominam sobie, a raczej uświadamiam, że to był wielki błąd. Podchodzi Eric. 
- Hannah? - pyta tak, jak wtedy. 
 Rozmowa się toczy. Gdy tylko on proponuje mi spotkanie, od razu odpowiadam:
 - Wiesz, chciałabym ale dziś nie mogę, mam ważną rzecz do zrobienia i...
 - Aj, nie daj się prosić! Zobaczysz, będzie super! 
 I co zrobiła zakochana dziewczyna? Dziewczyna zakochana w mordercy? Uległa. Znowu jestem u Erica. Ale to nic, nie pójdę do piwnicy. Przecież to działa właśnie w taki sposób. 
 - Muszę ci coś pokazać, Hannah. 
 Ta, skąd ja to znam...
 - Oj, bardzo chętnie bym zobaczyła to ,,coś'' ale widzisz... Ja naprawdę muszę już uciekać, znaczy iść...
 Znowu - rzucił mnie na podłogę i wyciągnął pistolet. Ale co z piwnicą? Nie, nie, nie! Znowu przykłada mi go do czoła, a ja mówię tylko:
 - Dlaczego chcesz to zrobić? 
 Zaśmiał się.
 - Może dlatego, że to moje powołanie. 
 Oddał strzał. Nie żyję, nie żyję... znowu. 
 Dwudziesty pierwszy maja. 
 - MAM DOŚĆ! - krzyczę, ale to nic nie da. Postanawiam nie iść do szkoły. Otwieram laptop i wpisuję dane Erica. Znalazłam sedno dopiero na samym końcu owego internetu, chociaż taki chyba nie istnieje. Pewnie ktoś chciał wymazać z pamięci wszystkie te dane, ale nie był w stanie usunąć ich ze świata tak samo, jak Eric nie jest w stanie usunąć ze świata mnie. Jakie to dziwne... Okazuje się, że owy Eric Thompson to nijaki Alex Blach - seryjny morderca. Wydaje mi się jednak, że ciężko jest być tak młodym zabójcą. Musi mu być ciężko... Zaraz, on chciał mnie zabić, no bez przesady, Hannah! Teraz tylko muszę zrobić coś, by te informacje ujrzały światło dzienne. I tyle, przeżyję, oby. Wybiegam z domu i kieruję się na komisariat. Wbiegam do jednego z pomieszczeń na komisariacie. 
 - Czy możecie mnie wysłuchać? Błagam, to pilne, bo... 
 Na fotelu siedzi Eric, Alex...
 - Naiwna - szepcze i znowu...
 Chyba utknęłam na zawsze. Jestem już wykończona! Budzę się w ten sam dzień tylko po to, by rzekomo umrzeć, a to wcale się nie dzieje! Budzę się i już wiem, co się stanie, nawet wiem co stanie się jutro. Jutra po prostu nie będzie. Poziom mojej desperacji jest za wysoki. Sama jestem już na skraju wytrzymania. Nikt nie wie, że ciągle jest ten sam dzień, oni nie wiedzą, że dzieje się to samo. Nie mają pojęcia, że dzień w dzień patrzą na mordercę, który zaburza świat... Idę do gabinetu mojego ojca, ochroniarza. Z jednej z dobrze strzeżonych szuflad wyjmuję broń. Właśnie sięgam po ostatnie środki pomocy. Boję się, bo to, co zrobię może zaburzyć całą czasoprzestrzeń. To może być słodki początek lub ostateczny koniec... Nie ważne. Zbieram rzeczy, które rozrzuciłam w szufladzie szukając broni. Ruszam do parku. Pod dąb, tam, gdzie wszystko się zaczęło. Czekam tam do zmierzchu. Widzę Erica. Stwierdzam, że ta ślepa miłość się na coś przydała. Wiedziałam, że o tej porze zawsze wychodzi z klubu z kolegami więc tutaj będzie. 
 - Eric, a raczej Alex - mówię, a jego wzrok wędruje ku mnie. 
 - A ty co tu - zauważa broń - zaraz, co...
 - Nie wiesz? -pytam agresywnie - To już koniec, koniec twojej gry w mordowanie niewinnych ludzi. Popycham go, a ten spada na kolana. Tym razem to ja przykładam pistolet do jego czoła i tym razem ja jestem mordercą, sędzią ostatecznym na tym świecie, oddaję strzał. Zamykam oczy. Właśnie zabiłam człowieka. Jestem.. jestem taka sama. Robię to pierwszy ale i ostatni raz w życiu. Odrzucam broń daleko i zamykam oczy. Chyba straciłam przytomność. 
 Budzę się. Na telefonie widnieje piękna dla oka data. Dwudziesty drugi maja nareszcie jest. Udało się! Żyję! Zaraz... Czyli ja naprawdę Go zabiłam... 
  - Hej kochana - zaczyna Megan - posłuchaj, muszę ci coś powiedzieć. Bo widzisz, Eric... on..
 - Nie żyje - dokańczam za nią. 
 - Tak, ale nie martw się - przytula mnie - ja wiem jak bardzo go kochałaś i w ogóle, moje biedactwo... 
 - Spokojnie. Jest mi smutno, ale Eric od jakiegoś czasu już nic nie znaczył. 
 Megan patrzy na mnie zdziwiona. 
 - Ale przecież wczoraj mówiłaś, że nawet oddałabyś za niego życie! 
 Ta, gdyby tylko to było wczoraj... Oczywiście, dla Megan tak, to było wczoraj. Ale dla mnie... nie, Eric to już przeszłość. Jedna wielka przeszłość. 
 - Bywa - odpowiadam szorstko. 
 Dzwoni dzwonek, udajemy się na lekcje. 
 Po pogrzebie Erica wszystko wraca do normy. Całe miasteczko huczało o jego śmierci i o jego przeszłości, każdy był w szoku. Mimo to teraz dni płyną już zwyczajnie. Po przebudzeniu zawsze sprawdzam, czy dzień na pewno jest kolejny, czy znów się nie zatrzymałam. Często zastanawiam się, dlaczego mi się to przytrafiło. Czy pewnego dnia znów wydarzy się coś, co zacznie się powtarzać? Czy kiedyś znowu będę zaczynać od nowa? 




  Hejka! A więc kolejne opowiadanie, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Ostatnio posty cieszą się dużą aktywnością, niektóre mają po 200 wyświetleń, za co bardzo Wam dziękuję! Komentujcie, bo to bardzo motywuje! Jeśli chcecie przeczytać inne OPOWIADANIA to zapraszam!




Komentarze

  1. Wow wielkie brawa za odwagę, za to, że publikujesz, piszesz piękne opowiadania, super do przodu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się wyciągnęłam czytając i to kim on jest co zrobi Eric super piszesz dalej do przodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, zapraszam do poprzednich, może również Cię wciągną :)

      Usuń
  3. Twoje opowiadanie jest takie świeże i młodzieńcze. Podoba mi się :) Pisz jak najwięcej

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki rodzaj opowiadani nie przepadam ale z ciekawość będę zaglądał jak ci idzie pisanie i rozwój bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię opowiadania, więc chętnie będę do Ciebie zaglądać. Pisz dalej! Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawe opowiadanie :) Czy w przyszłości planujesz napisać jakąś książkę? Dobrze ci idzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem, na razie piszę tylko opowiadanie, ale może kiedyś...

      Usuń
  7. Już od jakiegoś czasu nie czytam młodzieżowych opowiadań, ale piszesz bardzo ciekawie. Świeżo i bardzo lekko. Czekam na kolejne opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię, zapraszam do poprzednich opowiadań, może przypadną Ci do gustu :)

      Usuń
  8. Chyba będę kontynuowała czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie koniecznie przeczytaj opowiadania takie jak ,,Pełnia'', ,,Nieuleczalnie'' i całą resztę :) Bardzo mnie to cieszy :)

      Usuń
  9. Fajnie napisane:-) Pomyslalam, nic przecież nie dzieje się bez przyczyny. Może ciag dalszy pokaże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. Jednak to opowiadanie na razie nie ma ciągu dalszego, ale zastanowię się, może jeszcze pewnego dnia zdarzy się, że Hannah będzie musiała zaczynać dzień od nowa... ;)

      Usuń
  10. przyznam, że bardzo ciekawie napisane, brawo !

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne opowiadanie dawno nie czytałam czegoś tak pięknego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Każdy komentarz strasznie mnie motywuje ;)

      Usuń
  12. No i proszę, fajny pomysł na bloga. Cieszę się, że masz coraz wierniejszą publikę - niniejszym do niej dołączam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Masz rację, z posta na post widać różnicę. Coraz więcej wyświetleń i komentarzy, co daje mi coraz więcej motywacji! Pozdrawiam :)

      Usuń
  13. Bardzo fajnie czytało się Twoje opowiadanie. Chętnie zajrzę tutaj po kolejna porcje :)

    OdpowiedzUsuń

  14. przyjemnie się czytało, trzymaj tak dalej! <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz